Jaki jest początek Twojej choroby?
Marek Bigoszewski: Zaczęło się lata temu i niestety wciąż zmagam się z chorobą. W marcu tego roku skończę 44 lata, a do szpitala trafiłem w 1999 roku. Po maturze wyjechałem na studia prawnicze do Warszawy. Niestety na pierwszym roku, po sesji
zimowej, pojawiły się u mnie poważne problemy ze zdrowiem psychicznym. Na domiar złego w semestrze letnim zmarł mój ojciec. Po tym fakcie nie potrafiłem się podnieść, wróciłem do Łodzi i trafiłem do szpitala psychiatrycznego. Spędziłem
tam prawie pięć miesięcy. Miałem czas wszystko przemyśleć, by po wyjściu spróbować wrócić do normalności i do społeczeństwa. Wtedy nie wiedziałem, że zajmie mi to wiele lat…
Gdzie znalazłeś pomoc po wyjściu ze szpitala?
W Towarzystwie Przyjaciół Niepełnosprawnych, z którym jestem związany od września 2000 roku. Dwa miesiące wcześniej pojechałem z mamą na turnus rehabilitacyjny do Ośrodka Rehabilitacyjno-Wypoczynkowego „Zacisze” w Jedliczu koło Grotnik. Poznałem
tam panią Marzenę Bednarkiewicz, która jest psychologiem . Opowiedziała mi o Środowiskowym Domu Samopomocy w Łodzi. Pojechałem tam i bardzo mi się spodobało. Zacząłem regularnie uczęszczać na zajęcia sportowe. Graliśmy w siatkówkę, koszykówkę
i piłkę nożną w pobliskim liceum. Zawsze lubiłem uczyć się też języków obcych. Zapisałem się na lektorat z języka angielskiego, rozpocząłem również naukę języka niemieckiego. Chodziłem też na zajęcia komputerowe, basen i siłownię.
Jak przebiegał powrót do zdrowia? Udało się wrócić do nauki?
Dzięki terapii w lutym 2003 roku podjąłem próbę powrotu na studia na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Łódzkiego. Naukę kontynuowałem przez trzy lata, jednak nie udało mi się zrobić dyplomu. Dwa lata późnej w ramach projektu związanego
z aktywizacją zawodową rozpocząłem staż w Stajni „Pod Jodłami”. Znalem dobrze to miejsce, bo pierwszy kontakt z nim miałem już w 2003 roku. Wtedy, w ramach hipoterapii, rozpocząłem naukę jazdy konnej. Wcześniej nigdy nie myślałem, że będę
pracować przy koniach. Jednak praca ta dawała mi dużo satysfakcji i czułem się w niej spełniony. Do dziś jeżdżę regularnie konno. Oczywiście obecnie w związku z pandemią i obostrzeniami, mam długą przerwę, ale marzę, by jak najprędzej
znów usiąść w siodle. Mój największy sukces to drugie miejsce w ujedżeniu w 2014 roku i wygranie pogoni za lisem podczas Hubertusa.
Rozpocząłeś też pracę?
W lutym 2011 roku rozpocząłem staż w Spółdzielni Socjalnej „Ksero Zawisza” gdzie w ciągu kilku miesięcy nauczyłem się wielu rzeczy z zakresu pracy biurowej. Poznałem tam tez wielu ciekawych ludzi, kilku z nich do dziś traktuje jako swoich
nauczycieli i mentorów. Z obowiązków stażowych wywiązywałem się bardzo dobrze. Zostało to zauważone i docenione przez moich przełożonych, po ukończonym stażu, zaproponowano mi tu pracę. W 2012udało mi się trafić do zarządu Spółdzielni
Socjalnej „Ksero Zawisza”, a pod koniec 2012 roku zostałem jej wiceprezesem.
To nie był koniec sukcesów zawodowych?
Rzeczywiście, bardzo sobie chwalę pracę w biurze Towarzystwa Przyjaciół Niepełnosprawnych. Od 2013 roku pełnię funkcję sekretarza. Ludzie traktują mnie jako osobę pełnosprawną, pomimo mojej choroby psychicznej. Praca jest dla mnie formą rehabilitacji.
Przebywam w towarzystwie ludzi, którzy chyba mnie lubią. Mam motywację do rozwoju.
Masz czas, by realizować pasje?
Tak, w wolnych chwilach chodzę na siłownię, biegam amatorsko i nawet startowałem w wielu biegach ulicznych. Uczę się języków obcych – angielskiego, rosyjskiego, niemieckiego, a nawet łaciny. Mam podwójną motywację, bo moja partnerka Natalia
jest Rosjanką. Spełniło się też moje marzenie i sam realizuje się jako nauczyciel języka angielskiego. Robię to od stycznia 2017 roku, poprowadziłem już ponad 215 lekcji. Jestem z tego powodu szczęśliwy, tym bardziej że mam wspaniałych
uczniów.
Jakie są Twoje plany, marzenia?
Życie nauczyło mnie nie robić dalekosiężnych planów. Mam jedno marzenie: gdy zakończy się pandemia, chciałbym polecieć w odwiedziny do mojej cioci, która mieszka w Chicago. Moją pasja jest motoryzacja. Od wielu lat marzy mi się Mercedes klasy
G, najlepiej tuningowany przez Brabusa. Wiem, że kosztuje krocie ale z drugiej strony czym byłoby życie bez marzeń...?